Niskie temperatury sprzyjają dużej zachorowalności na grypę, katar, przeziębienie, zapalenie gardła i inne choroby przeziębieniowe. A przychodnie lekarskie, lekarze oraz farmaceuci, pracują w czasie kiepskiej pogody na podwyższonych obrotach. To okres wzmożonej pracy dla lekarzy i farmaceutów. Pacjenci szturmują gabinety lekarskie, a następnie idą do aptek realizować recepty. Leczymy się głównie antybiotykami. Problem w tym, że są one coraz mniej skuteczne.
ANTYBIOTYKI CORAZ MNIEJ SKUTECZNE
Z roku na rok, wzrasta liczba przepisywanych przez lekarzy antybiotyków. Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, przepisują je już nie tylko pacjentom dorosłym, ale także… przedszkolakom! Dane są alarmujące. Tylko w ciągu ostatnich pięciu lat, „spożycie” antybiotyków przez polskich pacjentów… wzrosło aż o 30 %! „Moje dziecko się rozchorowało (angina) i nasz lekarz rodzinny, przepisał mu kurację popularnymi antybiotykami” – mówi pani Izabela, mama 4,5 letniej Ewelinki.
Naukowcy i urzędnicy z Narodowego Funduszu Zdrowia, biją na alarm. Gwałtowny wzrost „spożycia” antybiotyków, na pewno nie wyjdzie nam na zdrowie. Polscy pacjenci zbyt często wierzą, że antybiotyk to lek dosłownie na wszystko. Tymczasem skuteczność antybiotyków, zmniejsza się w zastraszającym tempie. Dlaczego? Ponieważ antybiotyki używamy od 90 lat – a te zdążyły się w międzyczasie – uodpornić na na większość szczepów bakterii czy wirusów. Oliwy do ognia, dolewają także niektóre polskie szpitale.
Zdarza się, że 30 % wszystkich pieniędzy przeznaczonych na leki w szpitalu – przeznacza się na same antybiotyki! „To stanowczo za dużo, ponieważ zaledwie 12% środków finansowych idzie na badania. A to właśnie badania pomagają ocenić, jaki antybiotyk (i czy w ogóle), pacjent powinien przyjmować” – tłumaczy Anna Olczak-Pieńkowska z Narodowego Instytutu Leków.
Dlaczego zatem, lekarze masowo przepisują pacjentom antybiotyki?
„Wielu lekarzy boi się, że jeśli nie przepisze antybiotyków a stan pacjenta się pogorszy, to ten może pozwać go do sądu. Zatem na wszelki wypadek, a czasami wręcz „na żądanie” pacjenta, przepisują antybiotyki aby mieć święty spokój” – wyjaśnia lek. med. Krzysztof Błechna.
Sami pacjenci, też nie zawsze wiedzą – kiedy i na co, dany antybiotyk można stosować. Co gorsza, wielu pacjentów tak się przyzwyczaiło do antybiotyków, że wprost nie wyobraża sobie bez nich życia. Antybiotyki mają jedną podstawową zaletę, są stosunkowo tanie. Ale antybiotyki, to w istocie… broń obosieczna!
Z jednej strony – antybiotyk potrafi szybko zwalczyć infekcję. Z drugiej strony – antybiotyk obniża naturalną odporność organizmu! A to sprawia, że stajemy się „łatwym łupem” dla wirusów i bakterii. Poza tym, część chorych przerywa kurację antybiotykową, gdy tylko poczuje się lepiej. Efekt jest taki, że choroba jest „zaleczona” a nie wyleczona do końca. I po okresie względnego spokoju, wraca ze zdwojoną siłą. Takie postępowanie, ma jeszcze jedną złą stronę. Bakterie szybko wymieniają się materiałem genetycznym co sprawia, że uodparniają się na antybiotyki!
Zjawisko uodparniania się bakterii na działanie antybiotyków, jest znane środowisku lekarskiemu od wielu lat. W latach pięćdziesiątych XX wieku, ostrzegał przed tym zjawiskiem sam Aleksander Fleming, odkrywca pierwszego antybiotyku. (To on, w roku 1928 odkrył słynną penicylinę.) Złota era antybiotyków, przypada na lata dwudzieste, trzydzieste i czterdzieste XX wieku. A to dlatego, że pierwsze antybiotyki sprzedawano w aptekach… bez recepty! A pacjenci, mieli do nich wręcz nieograniczony dostęp. Jednak wówczas, antybiotyki były na tyle silne, że drobnoustroje, nie potrafiły sobie z nimi poradzić. Sytuacja uległa zmianie, kiedy to na początku lat 50. XX wieku, dzięki Aleksandrowi Flemingowi, rozpoczęto szerokie badania nad problemem uodparniania się pierwszych antybiotyków. A także, wprowadzono obowiązek sprzedaży antybiotyków na receptę.
Jak wiadomo, każdy Polak „zna się doskonale” między innymi, na sporcie i medycynie. Dlatego też, lubi leczyć się na własną rękę. I w sposób samodzielny, bez wiedzy lekarza – zażywa antybiotyki ze starych zapasów. Lekarze jednak ostrzegają nas przed takim postępowaniem! Ba, uważają, że takie postępowanie nie powinno mieć miejsca!
To lekarz powinien rozstrzygnąć, z jaką infekcją (np. wirusową czy też może bakteryjną) – mamy do czynienia. I oczywiście, jak ją najlepiej leczyć.
Bywa, że sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Na przykład, infekcja górnych dróg oddechowych rozpoczyna się z powodu wirusów. Następnie, występują powikłania na tle bakteryjnym. W rezultacie, choroba staje się „trudna” do wyleczenia.
Większość lekarzy uważa, że do leczenia na przykład infekcji górnych dróg oddechowych, najlepiej jest zaprząc… siły obronne własnego organizmu.
Wspiera ich w tym, miedzy innymi Emil Skamene – światowej sławy genetyk, prowadzący od wielu lat badania nad antybiotykoodpornością. Profesor Skamene dowodzi, że w medycynie naturalnej, od setek lat podstawowym środkiem leczniczym były ekstrakty roślinne. I to właśnie na ekstrakty roślinne, bakterie nie są w stanie tak łatwo się uodpornić. Dlaczego? Tego jeszcze, nie udało się ustalić, ponad wszelką wątpliwość. Uczeni sądzą, że głównym powodem tego stanu rzeczy jest fakt, iż ekstrakty roślinne mają zazwyczaj bardzo złożoną budowę chemiczną.
Ekstrakty roślinne, te naturalne antybiotyki – mają ponadto bardzo cenną właściwość. A mianowicie – ich stosowanie, nie powoduje obniżenia naturalnej odporności organizmu. Wręcz przeciwnie, ekstrakty roślinne… wzmacniają naturalną odporność ludzkiego organizmu! Innymi słowy, ekstrakty roślinne mają zarówno działanie terapeutyczne (leczą choroby) jak i profilaktyczne (zapobiegają powstawaniu chorób). Poza tym, współczesne preparaty ziołowe, są złożonymi lekami pochodzenia roślinnego. I potrafią działać kompleksowo – zarówno na wirusy, jak i na bakterie.
Dlatego też, powinny być stosowane powszechnie, jako leki pierwszego rzutu na przykład w infekcjach górnych dróg oddechowych. To jedna z lepszych alternatyw, dla antybiotyków. Na rynku, możemy znaleźć wiele preparatów ziołowych, dostępny bez recepty. Mają one wygodną postać do stosowania (np. kapsułki, aerozole, krople) i zwykle wystarczają do opanowania problemu. Dobór preparatu, zależy oczywiście od wieku chorego, jego stanu zdrowia oraz zaawansowania choroby.
A co poleca na infekcje górnych dróg oddechowych, entuzjasta preparatów ziołowych – lek med. Krzysztof Błechna? „Sam stosuję i polecam swoim pacjentom: po pierwsze – krople PECTOBONISOL. To środek przeciwzapalny i wykrztuśny. Po drugie – aerosol ANGINBON. Bardzo wygodny w użyciu preparat na grypę, anginę, chrypkę czy ból gardła. Po trzecie – kapsułki APIBON. To lek roślinny podnoszący odporność organizmu.” – odpowiada pan Krzysztof.
Zobacz również izotretynoina skutki uboczne